wtorek, 21 czerwca 2011

MARTA i DAREK czyli Tańce w Marii Magdalenie


Kolejne wesele zagrałem i poprowadziłem we Wrocławiu, w znanym mi już hotelu Maria Magdalena.
Przyjecie niewielkie, bo na 45 osób ale zawsze powtarzam, że nie ilość a jakość są ważne. Tutaj jakość była przednia. Goście zorganizowani, chętni do współpracy i zabawy.
Z poruszeniem ich nie było najmniejszych problemów.
Warto napisać o pierwszym tańcu perfekcyjnie przećwiczonym i rozplanowanym co do centymetra podłogi:). Pięknie im wyszło falowanie w rytmie walca.
Tort, oczepiny, podziękowania rodzicom- nie zabrakło również tych stałych, tradycyjnych elementów.
Marta i Darek nie zapomnieli też o urodzinach świadkowej, która dostała wymarzony karnet do spa, zapakowany w wielkie pudło wypełnione styropianowymi kulkami, które pokryły parkiet jak śnieg i towarzyszyły nam do końca wesela :).
A na sam koniec zostali już tylko oni i wtuleni, zapatrzeni w siebie zatańczyli motyw przewodni z filmu duch-miło było popatrzeć.
Życzę Wam, żeby to iskrzenie w Waszych spojrzeniach nigdy Was nie opuszczało.

czwartek, 16 czerwca 2011

FIRMÓWKA NA STATKU czyli tak się bawi EFL


Uwielbiam wodę, przestrzeń i bryzę we włosach.
Dlatego jak tylko dostałem propozycję zagrania imprezy firmowej na statku, połączonej z rejsem nie zastanawiałem się długo.
Wypłynęliśmy o 19 spod Urzędu Wojewódzkiego. Ilość pasażerów to około 70 osób.
Na dobry początek dostali ciepłe jedzenie z grilla i złocisty trunek. Potem wjechały te nieco mocniejsze i w tak sympatycznych okolicznościach przyrody, kiedy już zaszło słońce a rum zaszumiał w głowie przyszła pora na tańce:).
Parkiet na górnym pokładzie może nie należał do największych ale prawdziwy wilk morski nie przejmuje się takimi szczegółami. Były tańce w parach i grupowe deptanie pokładu. Nawet klasyczny pociąg przejechał po statku a to się nie zdarza codziennie:)
Zacumowaliśmy na dwie godzinki w okolicach wyspy opatowickiej w celu degustacji kiełbasek z ogniska.
Wiadomo, że w miłym towarzystwie czas płynie zdecydowanie za szybko i zanim się rozbawiona załoga obejrzała przyszła pora powrotu.
Nikt nie wypadł za burtę, nie było abordażu obcej załogi a zatem rejs można zaliczyć do udanych.
AHOJ - Do zobaczenia na kolejnym.

środa, 15 czerwca 2011

OLA I WOJTEK czyli wesele w Zielonej Górze


Z Olą i Wojtkiem po raz pierwszy zobaczyłem się osobiście, kiedy weszli na salę weselną. Z powodu odległości wszystko załatwialiśmy przez internet i telefon.
Wesele na 93 osoby w praktycznie nowym czterogwiazdkowym hotelu.
Ja od siebie daję dziesięć gwiazdek za wystrój, jedzenie, przygotowanie i nastawienie gości :)
Od samego początku postanowiłem wykorzystać wielkość sali i po pierwszym tańcu wszyscy ruszyli do poloneza, potem pojechał radosny pociąg i tańce w parach.
Siedziały dokładnie dwie osoby:).Reszta pląsała na parkiecie:)
Oprócz jedzenia, tańców i wybornych alkoholi na gości czekała jeszcze jedna niespodzianka - Pokaz barmański. Było na co popatrzeć. Potem można było popróbować wyśmienitych , kolorowych drinków i troszkę żałowałem , że jestem w pracy:)
Były oczywiście tradycyjne elementy : tort, podziękowanie rodzicom, oczepiny.
Wesele zakończyliśmy o 4 30 tylko dlatego, że obsługa musiała przyszykować salę na śniadanie.
Na koniec podszedł do mnie Wojtek z bardzo zadowolona miną i powiedział, że nie wie co piję i jak to robię ale, że dawno nie spotkał człowieka z taką charyzmą i że mnie kocha :).
A kiedy już ruszałem w drogę powrotną z okna wychylił się kolega Wojtka z Sudanu krzycząc na całe gardło "I Love polish Dj ".
Ja również życzę Wam kochani dużo miłości.

piątek, 10 czerwca 2011

AGNIESZKA I PAWEŁ czyli tańce w góralskiej chacie


W pierwotnej wersji z Agnieszką i Pawłem miałem się spotkać tylko na poprawinach. Na weselu miał być zespół. Umowa była podpisana , zaliczka zapłacona. Kilka dni po spotkaniu ze mną Agnieszka zadzwoniła z pytaniem, czy i wesele mógłbym im poprowadzić.
Tak po namyśle stwierdzili, że chcą abym bawił się z nimi przez dwa dni:)
Faktycznie zabawa była przednia. Towarzystwo roztańczone, energetyczne, pozytywne.
To było jedno z tych wesel, na którym nie ograniczaliśmy się muzycznie w żaden sposób.

Buty zostały pozdzierane przy bloku góralskim.

Gardła wysiadły przy muzyce rosyjskiej i biesiadnej.

Buzie się wszystkim cieszyły przy występie mamy Agnieszki i jej siostry w piosence Tercetu egzotycznego.

Późno w nocy młodzież bujała się w klimatach hip-hopu:)
A na zakończenie poprawin Pan młody z kolegami wskoczyli na stół i zorganizowali występ w stylu chippendalesów zostając tylko w samej bieliźnie:). Chłopcy tańczyli, panie piszczały-szkoda, że kamerzysta i fotograf byli już nieobecni.
Co jednak najbardziej będę pamiętał z tego wesela?

Do samego końca zabawy i poprawin,aktywnie tańcząc przy każdej muzyce została Babcia Agnieszki. Trzy razy po nią przyjeżdżali i trzy razy padało zdanie " Ja nigdzie nie jadę". Zeszła z parkietu ostatnia dostając burzę gromkich owacji od młodzieży.
Więcej tak pozytywnie zakręconych babć życzyłbym sobie na weselach:)

Wśród gości obecny był również kolega po "fachu"-dj z dwudziestoparoletnim doświadczeniem, który stwierdził, że zrobiłem kawał dobrej roboty. To było bardzo miłe:)
To wesele na długo pozostanie w mojej pamięci i myślę,że goście obecni również będą je jeszcze po latach wspominać. Czego sobie i im życzę.

wtorek, 7 czerwca 2011

AGATA I MAREK czyli Pawłowickie plenery


Z Agatą i Markiem spotkałem się przed weselem trzy razy.
Już na pierwszym spotkaniu przypadliśmy sobie do gustu, bo jak powszechnie wiadomo wszystkie Marki to fajne chłopaki:)
Zadowoleni z życia, bezproblemowi, z bardzo pozytywnym nastawieniem do rzeczywistości.
Przy takim podejściu od samego początku było wiadomo, że i wesele będzie radosne.
Wesele odbyło się w piątek
Pogoda dopisała aż za bardzo. Na szczęście przed upałem panującym na sali można było uciec w plener przed pałacem. Kiedy już się trochę ochłodziło nie miałem problemów z wyciągnięciem gości na parkiet.
Wiem od Agaty, że tradycyjnie już na słowo "dj na weselu" starszyzna zareagowała z dużym dystansem, ale chyba nie było aż tak strasznie skoro to właśnie oni ostatni schodzili z parkietu a kilka piosenek zostało głośno nagrodzonych brawami:)
Czasy się zmieniają, nastawienie ludzi do wesel również i jeśli tylko odpowiednio połączymy tradycję z nowoczesnością efekty będą wspominane jeszcze przez długie lata:).

82 URODZINY czyli Wielka Niespodzianka


Są takie wydarzenia w życiu każdego człowieka, które bez względu na wiek będzie wspominał przez długie lata.
Jestem pewien, że swoje urodziny długo będzie pamiętać matka Andreasa, niesamowitego człowieka, mieszkającego w Senegalu, który w niecodzienny sposób postanowił uczcić jej święto.
Zorganizował wszystko od A do Z. Wynajął prowadzącego (czyli mnie), zorganizował fotografa i kamerzystę oraz znanego iluzjonistę. Sprowadził prawie całą rodzinę porozrzucaną po świecie i Polsce.
Wszystko dla swojej mamy.
Impreza rozpoczęła się w niedzielne popołudnie w niewielkiej restauracji w Świdnicy.
Po uroczystym obiedzie swój pokaz zaprezentował iluzjonista. Była lewitacja, duchy, latające stoliki, sztuczki z gośćmi i dziećmi obecnymi na imprezie. Wszystko dla trzydziestu kilku gości. Warto dodać, że przygotowanie samej scenografii zajęło cztery godziny. To było coś.
Był tort i zabawa na parkiecie.
Najważniejsze jednak były łzy wzruszenia jubilatki i ten wyraz szczęścia goszczący przez całą imprezę na jej twarzy.
Ogromnym zaszczytem była dla mnie możliwość prowadzenia tych urodzin.